Seria:
Mundus
Liczba stron:
288
Format:
13,7x20,5 cm
Rok wydania:
2017
Data premiery:
2017.09.25
Data premiery e-book:
2020.06.10
Opis książki
Małe swobody i wielkie tęsknoty Irańczyków.
Porywająca opowieść o pozornie nieprzystępnych ludziach, którzy okazują się mistrzami gościnności. Dziennikarz i podróżnik Stephan Orth, wyrusza w niecodzienną wyprawę, podczas której gubi przywieziony z Europy bagaż stereotypów. Ujmujący Persowie odkrywają przed nim swoje sposoby na obchodzenie rygorów totalitarnego reżimu. Orth błyskotliwie i z humorem relacjonuje swoje przygody: od potyczki z władzami o przedłużenie wizy przez bikini party w pobożnym Meszhedzie, po 10-dniowe udawane małżeństwo. Ponadto rozwiązuje dwie zagadki: jak miejscowym udaje się kupić w aptece wódkę i dlaczego tak kochają zespół Modern Talking.
Couchsurfing to dosłownie surfowanie po kanapach, czyli korzystanie z bezpłatnego noclegu dzięki czyjejś gościnności. To również świetny sposób na poznawanie nowych miejsc oczami ich mieszkańców. Orth celowo wybiera Iran - jedyny kraj, w którym couchsurfing jest zakazany. Okazuje się jednak, że „nie ma złych miejsc, kiedy podróżujesz, żeby spotkać się z ludźmi.
"Couchsurfing w Iranie" jest książką nie tylko dla grobtroterów. To opowieść o Irańczykach, absurdach współczesnego Iranu i ludziach, którzy potrafią sobie w tej rzeczywistości radzić. Koniecznie trzeba przeczytać. dr Elżbieta Lisowska, iranistka, podróżniczka
Zrozumieć Irańczyków mieszkając w hotelach i jedząc jedynie w restauracjach - to ślepa uliczka. Jedyna właściwa droga do zrozumienia podziału na 2 światy - zewnętrzny i wewnętrzny - wiedzie poprzez ich domy. "Couchsurfing w Iranie" to bardzo merytoryczna podpowiedź jak naprawdę poznać Iran. Artur Orzech, iranista, dziennikarz
Gdzie sprzedaje się podróbki dresów Didas i kalkulatorów Casho? W jaki sposób mieszkańcy zdobywają 96-procentowy alkohol etylowy? Dlaczego Irańczycy uważają, że nakręcili pierwszy w historii film animowany? Dowiedziałem się tego, dzięki fascynującej podróży przez kraj, w którym zdaniem autora można być wolnym jedynie wtedy, gdy otaczają cię mury. Jakub Porada, dziennikarz i podróżnik, TVN24 i TTV
„Po lekturze tej książki nie sposób nie zakochać się w tych niezwykle gościnnych ludziach” Frankfurter Neue Presse
„Zabawna i trzymająca w napięciu opowieść, która pozwala zajrzeć za kulisy życia Irańczyków. Couchsurfing w Iranie to książka, od której nie można się oderwać” Gießener Allgemeine
„Dobre dziennikarstwo może objawić się także w książce podróżniczej. Doświadczenia Ortha z pobytu w prywatnych domach Irańczyków mówią o ich kraju więcej niż większość przenikliwych analiz politycznych” Stern
„Orth jest tak poruszony gościnnością Irańczyków, że jego entuzjazm udziela się czytelnikowi, który łapie się na tym, że poważanie zaczyna rozważać wyjazd do Iranu”. Neue Presse
Stephen Orth (ur. 1979) – jest zapalonym podróżnikiem, od roku 2003 zafascynowany couchsurfingiem, czyli korzystaniem z bezpłatnego noclegu dzięki czyjejś gościnności. Odwiedził w ten sposób ponad 30 krajów, także Iran − jedyny kraj, w którym couchsurfing jest zakazany − i podejmował gości z całego świata. Redaktor działu „Podróże” w internetowym wydaniu tygodnika „Der Spiegel”. Autor książek podróżniczych, kilkakrotnie wyróżniony nagrodą Columbus. Jego książka Couchsurfing w Iranie znalazła się na liście bestsellerów pisma „Der Spiegel” i utrzymywała się na niej przez 70 tygodni.
Stephan Orth
Couchsurfing w Iranie
(Nie)codzienne życie Persów
PRZECZYTAJ FRAGMENT
Mój gospodarz Masoud napisał SMS-a, że spróbuje mnie przyjąć i że mam zadzwonić do niego po wylądowaniu, wybieram więc jego numer. – What’s up, bro? – odzywa się miły, niski głos, przemawiający do mnie czystym slangiem amerykańskich przedmieść. Mówi, że oddzwoni za kilka minut z instrukcjami, dokąd mam się kierować. Masoud zmienia mój przyjazd w niezły film szpiegowski.
Jeden ze współpasażerów wykorzystuje moje oczekiwanie, aby po pięciominutowej pogawędce zaprosić mnie na swoje wesele na północy Iranu. Niestety, w tym terminie jestem już umówiony z Yasmin na oglądanie pól bitewnych, dlatego z ciężkim sercem odmawiam. Potem odmawiam jeszcze raz. I jeszcze raz. Rozmówca powtarza bowiem zaproszenie trzy razy. _______________________________________________________________________________________________________________ KODEKS GRZECZNOŚCIOWY TAROOF Irańczycy niekiedy proponują przybyszom niesamowite rzeczy: bezpłatne przejazdy taksówką, darmowe dywany, zakupy gratis na straganie. Jeśli nie potraktujesz tego jako wyrazu kurtuazji, popełnisz olbrzymią gafę. Podstawowa zasada mówi: zawsze uprzejmie odmawiaj dwa razy. Dopiero gdy rozmówca powtórzy propozycję trzeci raz, możesz być pewien, że mówi serio i że będziesz mógł ją przyjąć, nie narażając drugiej osoby na utratę twarzy. To okrutne, ale zwrot Taarof nakone! („To nie taarof!”) również może być elementem taroof. ________________________________________________________________________________________________________________
Masoud wysyła mi SMS-a z opisem drogi, który mam pokazać taksówkarzowi.Niestety, moja komórka nie odtwarza perskich znaków, podchodzę więc do najbliższej jaskrawożółtej taksówki, wybieram numer gospodarza i przekazuję telefon kierowcy. Pojazd mija żwirowiska oddzielone od drogi szpalerami palm oraz ronda ze starannie przystrzyżonymi eukaliptusami i figurami zwierząt morskich. Samochody są tu większe i nowocześniejsze niż w Teheranie, mniej jest saip i peugeotów, za to więcej hyundaiów, toyot, a nawet widziałem kilka mercedesów. Ulice i chodniki lśnią taką czystością, jak gdyby zamieciono je zeszłej nocy, i pozostają w ostrym kontraście z otaczającym nas dzikim krajobrazem. Taksówka zatrzymuje się w nowej dzielnicy Arabar w zachodniej części wyspy. Szeregowce z matowych, polerowanych bloków kamiennych promieniują wielkimi pieniędzmi, zimnem i atmosferą Dubaju. To naprawdę bardzo nowa okolica – połowa ulicy to jeszcze plac budowy. – Przed rokiem niczego tu jeszcze nie było – mówi Masoud, kiedy po kolejnym telefonie otwiera mi drzwi. Wielki, opalony chłop w szarej koszulce polo ma kanciastą twarz, krzaczaste brwi i elegancką fryzurę układaną suszarką. Jest dyspozytorem w Iran Aseman Airlines, poza tym dorabia jeszcze jako nauczyciel angielskiego. – Napijesz się herbaty? – proponuje.
Prowadzi mnie na pierwsze piętro. Na kanapie w pomarańczowe kropki siedzi siostra Masouda, fryzjerka Mahbube, z dziećmi Salerem i Sabą, w wieku trzynastu i jedenastu lat. Żona Masouda podaje czarną herbatę i herbatniki o barwie piasku. Ona również ma na imię Mahbube – po cichu nadaję jej imię „Mahbube II” – jest architektką, a teraz studiuje malarstwo i grafikę. Obie kobiety i dziewczynka również w mieszkaniu przez cały czas noszą chusty. Muszą je zachować wyłącznie dlatego, że jestem mężczyzną i gościem, bo reszta obecnych należy do rodziny. – Mamy dziś pełny dom, ale damy radę i w szóstkę – mówi wesoło Masoud.
Mieszkanie ma około czterdziestu metrów kwadratowych. Składa się tylko z salonu z wydzieloną kuchnią, sypialni i łazienki. Na ścianach nie ma dekoracji, z wyjątkiem wyrytego w srebrnej folii wersetu z Koranu. Salon jest zdominowany przez telewizor LG produkcji południowokoreańskiej, z ekranem o przekątnej co najmniej 42 cale. Właśnie widać na nim kaznodzieję, który śpiewając, tak fałszuje, że wszyscy mężczyźni w meczecie zaczynają po kolei płakać. – Bzdura, po prostu słyszą smutną historię. On opowiada im o męczeńskiej śmierci imama Husajna – oświadcza Masoud, kiedy zwracam na to uwagę.
Potem zmienia temat. – Lubisz symulatory lotów? – pyta dwudziestotrzylatek i nie czekając na odpowiedź, podłącza do swojego laptopa specjalny joystick przypominający drążek sterowy w samolocie oraz dwa głośniki.
– Polatajmy sobie po Niemczech. Zaproponuj jakąś krótką trasę! – Może Hamburg–Berlin? – proponuję.
Już po chwili lecimy razem Airbusem A330 do Berlina, a ja przechodzę szybki kurs znajomości kokpitu. – Ground speed: 330 kilometers per hour, altitude: 6000 feet, direction: 110 – obwieszcza Masoud, pokazując odpowiednie wyświetlacze. – Berlin jest łatwy, tam jest system ILS . W Niemczech macie dobrze, tutaj nie wszystkie lotniska są w niego wyposażone.
Jak dodaje mój gospodarz, Iran nie może wprowadzić tej nowoczesnej technologii z powodu nałożonych sankcji. Problem stanowią również części zamienne do samolotów. – To dlatego jest u nas więcej wypadków niż w innych krajach – oznajmia. Aby zilustrować to przykładem, ładuje trasę Orumije–Tebriz w północno-zachodniej części kraju. Wspaniałe górskie krajobrazy, gwałtowne turbulencje. Podczas lądowania bez wspomagania przez system ILS Masoud od razu rozwala sobie przednie koło. – Widzisz? – komentuje. – Winne są sankcje.