Richard, aktywny i zdrowy dwudziestojednolatek, odbywał służbę na statku Straży Przybrzeżnej płynącym przez Wielkie Jeziora. Jesienią 1953 roku niespodziewanie źle się poczuł, dokuczało mu osłabienie i zawroty głowy. Odesłano go na brzeg, lecz złe samopoczucie nie ustępowało, niczym wyjątkowo paskudna grypa. Pewnego ranka w styczniu 1954 roku obudził się z opuchniętymi nogami i kostkami. Z początku problem miał charakter okresowy i w ciągu dnia stopniowo ustępował, lecz mijały miesiące i opuchlizna zaczęła utrzymywać się aż do wieczora, a gorąca, obrzmiała skóra utrudniała chodzenie. Ból zmusił Richarda do szukania pomocy medycznej, a lekarze zwrócili uwagę na wysoki poziom białka w jego moczu. Nie był to dobry znak – świadczył o tym, że nerki mają trudności z należytym filtrowaniem odpadów. Niebawem Richard zaczął opadać z sił, w ustach czuł dziwny, metaliczny posmak, cierpiał na ciągłe nudności i wymioty. W końcu przestał oddawać mocz. Doszło do niewydolności nerek.
Nasze nerki oczyszczają codziennie dwieście litrów krwi, odfiltrowując toksyny, jak mocznik (krystaliczny produkt uboczny metabolizmu białek), chlor, sód, potas, kreatynina (odpad powstający w wyniku prawidłowego metabolizmu mięśni), a także nadmiar płynu, który ciało wydala w postaci moczu – nawet dwa litry dziennie. Do funkcjonowania nie są nam niezbędne obydwie nerki, z podobnym nadmiarem mamy też do czynienia w przypadku naszych organów rozrodczych (dwa jajniki, dwa jądra) – ta ewolucyjna osobliwość pełni funkcję zabezpieczenia na wypadek uszkodzenia narządu. Tyle że nerki, o dziwo, jeśli odmawiają posłuszeństwa, to często wspólnie i druga nerka nie potrafi nam pomóc, kiedy pierwsza zawiedzie. A gdy obie stają się niewydolne, nagromadzenie odpadów w organizmie może zagrozić życiu12. W przypadku przewlekłej niewydolności nerek (przy utracie funkcji obydwu nerek) pacjent zostaje całkowicie uzależniony od dializ – bolesnego i trudnego procesu mechanicznego oczyszczania krwi – aż do końca życia. Często aż trzy razy w tygodniu musi stawiać się w centrum dializ, gdzie jego krew kieruje się do zewnętrznego urządzenia. W początkach tej terapii wielu pacjentów wkrótce i tak umierało, pomimo dializ. W ciągu niespełna roku osobiste królestwo Richarda Herricka znalazło się w opłakanym stanie. Zdrowy młody człowiek zmienił się w wychudzonego pacjenta w ostatniej fazie przewlekłego zapalenia nerek, prowadzącego do niewydolności nerek – i do śmierci. Jego skóra zbrązowiała, zaczął doświadczać ataków i początków psychozy. Przywiązano go do łóżka, gdy pogryzł pielęgniarkę. Nawet dializa nie pomagała na długo. Gdy stan Richarda jeszcze się pogorszył, lekarze przenieśli go do Public Health Service Hospital (Szpital Publicznej Służby Zdrowia) w Brighton w stanie Massachusetts, bliżej rodzinnego domu. Jego najstarszy brat Van powiedział Davidowi C. Millerowi, lekarzowi prowadzącemu Richarda, że zrobi wszystko, aby uratować Richarda, nawet gdyby miało to oznaczać odstąpienie bratu jednej z jego własnych nerek. Nie – Miller zaczął go odwodzić od tego pomysłu – nerka zostałaby po prostu odrzucona… Nagle urwał w pół zdania. Zamilkł, w jego głowie zaświtała pewna myśl. Rzeczywiście nie mogli wykorzystać nerki Vana, mogliby za to zrobić użytek z nerki drugiego brata Richarda – Ronalda. Byli bliźniakami jednojajowymi. Gdy nerki Richarda wymagały już dosłownie podtrzymywania życia, Miller kazał przewieźć go do Szpitala Petera Benta Brighama. Poinformował również personel, że w odróżnieniu od większości nieszczęsnych pacjentów Richard ma odpowiedniego dawcę.
„Były to idealne okoliczności w wymiarze ludzkim dla naszego laboratoryjnego modelu” – mówił później Murray w wywiadach. Lecz czy zespół chirurgów powinien narażać życie jednego zdrowego człowieka, aby ratować życie innego, choćby nawet był to jego rodzony brat? I co dawało Murrayowi prawo do takiej decyzji? (…)
Boston, 23 grudnia 1954 roku. Operacja braci bliźniaków Herricków rozpoczyna się dokładnie o 8.15 rano. Pierwsze dziewięćdziesiąt minut Murray czeka w pokoju obok, przysłuchując się transmisji radiowej operacji przeprowadzanej na Ronaldzie. Jego ludzie muszą działać szybko, lecz nie mogą sobie pozwolić na najdrobniejszy nawet błąd. Tylko jeden bliźniak, tylko jedna nerka do wykorzystania – lekarze mają tylko jedną szansę. Jest 9.50, zdążyli już wyizolować naczynia krwionośne zasilające nerkę dawcy, lecz nie odważyli się ich przeciąć – Murray musi jeszcze przygotować Richarda do przyjęcia narządu. W odróżnieniu od wcześniejszych eksperymentów, w których nerka dawcy trafiała do uda pacjenta, ta operacja wymaga trwałego wszczepienia jej do jamy brzusznej.
Jak dotąd stan Richarda ciągle się pogarszał, tak iż w końcu ucierpiał nawet jego umysł. Murray wie, że sama operacja może go zabić. Nawet znieczulenie ogólne wydaje się ryzykowne, jeśli jednak nie zrobią czegoś zaraz, pacjent i tak umrze. Gdy już Richard, owinięty w szarozielone prześcieradła, traci świadomość, Murray wykonuje pierwsze nacięcie skóry jego brzucha. Po przedostaniu się przez barierę mięśni ostrożnie wyciąga otrzewną, mieszczącą wnętrzności i wyrostek robaczkowy. Sekwencją rozplanowanych ruchów zabezpiecza zaciskami tętnice doprowadzające krew do nerek i nogi Richarda. Potem bierze głęboki oddech i poleca Francisowi Moore’owi odcięcie dopływu krwi do zdrowej nerki Ronalda i usunięcie jej.
Nazywa się to czasem niedokrwienia, chodzi o owe decydujące, wypełnione adrenaliną minuty pomiędzy usunięciem narządu a przywróceniem dopływu krwi do jego tkanek. Każdy mięsień, nerw i włókno wibrują niczym linki podstępnie rozciągnięte w poprzek drogi, każdy ruch trzeba choreograficznie dopracować, uważnie obserwuje się każde drgnięcie wskazówek zegara. Moore ułożył nerkę, owiniętą zwykłym mokrym ręcznikiem w zwykłej misce. „Skromny transport na tak cenny ładunek” – będzie później wspominał. W tej właśnie misce, zabezpieczony zaciskami i przygotowany, znajduje się klucz do królestwa Richarda. Murray umieszcza narząd wewnątrz powłok brzusznych, lecz nie może zapewnić przepływu krwi do chwili, aż chirurdzy połączą „rodzime” naczynia krwionośne z nerką dawcy. Następnie kolej na połączenie tętnicy nerkowej, splecionej z tętnicą biodrową Richarda. Na zegarze już 10.10, mimo to nadal nie można usunąć zacisków. Mija kolejnych trzydzieści minut, chirurdzy pocą się pod białymi lampami – i czują presję na myśl, że obserwuje ich opinia publiczna, ponieważ stacje radiowe aglomeracji bostońskiej powtarzają całą historię aż do znudzenia, złaknione nowych wieści.
Zespół Murraya zakończył wykonywanie niezbędnych połączeń dopiero kwadrans po jedenastej. „W sali operacyjnej zapadło zgodne milczenie, gdy delikatnie usuwaliśmy zaciski” – wspominał potem28. Gdy krew gwałtownie wpłynęła do nerki dawcy, słychać było tylko odgłosy aparatury, biały szum typowy dla sali operacyjnej. Nerka napęczniała i zaróżowiła się – przez godzinę i dwadzieścia dwie minuty była pozbawiona krwi, podobnie jak noga Richarda. Wszystkie zaciski usunięto, nerka zaczęła pulsować – i wykonywać swoje zadanie. Przez kilka minut mocz tak szybko przepływał przez cewnik, że personel musiał zbierać go mopem z podłogi. Lekarze implantowali wolny koniec moczowodu Richarda w ścianie pęcherza30 i od razu powrócił normalny przepływ moczu. Murray odetchnął z ulgą, pierwsze koty za płoty. Teraz trzeba czekać.
Bracia Herrickowie opuścili Szpital Petera Benta Brighama na własnych nogach zaledwie dwa tygodnie później – był to pierwszy sukces zabiegu przeszczepu narządu. W ich przypadku, ponieważ byli bliźniętami jednojajowymi, przeszczepiona nerka była czymś znajomym dla organizmu biorcy. Jednak gdy płyny ustrojowe zaczęły znowu krążyć, Richard wciąż miał w sobie własne dwie nerki. Łącznie miał więc teraz trzy, podczas gdy jego brat Ronald tylko jedną. Zaoferowano mu więc dodatkowy narząd, a nie wymianę narządów, z czym nieodłącznie wiązały się zagrożenia. Murray martwił się, że chore nerki zainfekują nowy narząd, i chciał je natychmiast usunąć. Doktor Merrill, lekarz prowadzący Richarda, bardziej konserwatywnie nastawiony, był przekonany, że nerki powinny pozostać. I tak oto organy Richarda trwały na dawnym miejscu niczym miny lądowe, były jak śmierć, którą nosił w sobie jeszcze rok, kiedy to wreszcie Merrill zgodził się na ich usunięcie. Po tej operacji Richard opuścił szpital i nadal miał się znakomicie – psychoza znikła, powrócił do aktywnego życia. Ożenił się z pielęgniarką, która opiekowała się nim po operacji, i żył z nerką brata, jakby była jego własną. Man’s Life Saved by Twin’s Kidney (Nerka brata bliźniaka ratuje ludzkie życie) – obwieszczono na pierwszej stronie „New York Timesa” i wkrótce w prasie całego kraju (oraz poza jego granicami) pojawiły się podobne tytuły, a każdy z nich zapowiadał początek nowej epoki. I rzeczywiście się ona zaczęła.