Globalizacja a problem nabiału
W przeszłości wiadomość, że jacyś ludzie w dalekich krajach mają zwyczaj pić mleko, byłaby tylko zabawną ciekawostką, historyjką opowiedzianą dla rozweselenia sąsiadów, wczesną wersją motywu „szalonego cudzoziemca”. Dzięki bezprecedensowemu rozwojowi technologii łączności i transportu w ciągu ostatnich 50 lat, mnóstwo ludzi mogło zdobyć o wiele bardziej wyrafinowaną wiedzę na temat reszty świata niż kiedykolwiek wcześniej. Postęp technologiczny idzie w parze z rozwojem nauk medycznych, wzrostem znaczenia epidemiologii w krajach wysoko rozwiniętych oraz powszechną świadomością istnienia (nie zawsze popartego dowodami) związku między zdrowiem, a dietą. Przemiany te dokonały się głównie w krajach o wysokim poziomie persystencji laktazy, a to oznacza, że uznanie mleka za źródło zdrowia, skojarzenie jego konsumpcji z zachodnim stylem życia i szerokie rozpowszechnienie przekazu, że „mleko jest dla nas dobre”, były nieuniknione.
W dzisiejszych czasach hasło „mleko jest dobre” ma globalny zasięg, który jednak nie pokrywa się z globalnym wzorcem ewolucji persystencji laktazy. Owo niedopasowanie zachodzi na poziomie narodów, a nawet całych kontynentów, niekiedy także w obrębie narodów o wysokim poziomie persystencji laktazy. Popularyzacja spożycia mleka nie zmienia faktu, że dwie trzecie ludności świata nie może trawić surowego mleka i że zdolność ta nie jest powszechna nawet w populacjach Europy Północnej.
Wzrost produkcji i spożycia nabiału, który obserwujemy ostatnio w Chinach, to jaskrawy przykład rozdźwięku między bardzo świeżymi zmianami, które sami narzuciliśmy środowisku, a naszą ewolucyjną przeszłością. Wiemy już, że Chińczycy spożywają znacznie mniej nabiału niż Europejczycy i mieszkańcy USA, w ostatnim okresie jednak poziom tego spożycia
systematycznie rośnie.[i] Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) spożycie mleka w Chinach wzrosło z 26 kilokalorii na osobę dziennie w 2002 roku, do 43 kilokalorii w 2005, czyli niemal się podwoiło, choć i tak jest wciąż bardzo niskie w porównaniu do spożycia w krajach zachodnich. Choć trudno wskazać konkretną przyczynę tego zjawiska, które pogłębiło się w ciągu ostatnich 10-15 lat, zapewne niebagatelną rolę odgrywa tu presja polityczna. Kiedy w 2007 roku chiński premier Wen Jiabao stwierdził, że marzy o tym, „by zapewnić wszystkim Chińczykom, a przede wszystkim dzieciom, wystarczającą ilość mleka na co dzień,” niewątpliwie nie była to pusta deklaracja. Chińska dziennikarka i pisarka Xuē Xīnrán, która posługuje się pseudonimem literackim Xinran, analizowała wzrost spożycia mleka w Chinach w swoich felietonach dla brytyjskiego dziennika Guardian. Ich zbiór został opublikowany w 2006 roku pod tytułem What the Chinese Don’t Eat (Czego nie jadają Chińczycy). Autorka uważa zjawisko wzrostu spożycia nabiału w Chinach za przejaw naśladownictwa zachodniego modelu życia. „Zanim Chiny otwarły się na świat, Chińczycy nie mieli pojęcia o standardach międzynarodowych. Dlatego w latach osiemdziesiątych XX wieku sądzili, że kanapki z McDonalda to najlepsze zachodnie jedzenie,” twierdzi. „Uważają, że ludzie na Zachodzie żyją lepiej, bo jedzą mięso i piją mleko.” Obcy styl życia z pewnością może kształtować wybory, jakich dokonujemy, niemniej jego wpływ na przemianę Chińczyków w nację rozmiłowaną w piciu mleka to kwestia sporna. Profesor James Watson z Uniwersytetu Harvarda jest antropologiem, który specjalizuje się w nawykach żywieniowych Chińczyków. Nie zgadza się on z koncepcją, że motorem wzrostu konsumpcji nabiału jest podziw dla Zachodu, uważa bowiem, że jest nim najzwyklejsza dostępność mleka i jego przetworów. W przeszłości nikt nie produkował mleka, ponieważ bardzo niewielu ludzi mogło je pić. Naród pozbawiony persystencji laktazy, to naród pozbawiony nabiału. We współczesnym świecie nabiał jest stosunkowo tani i łatwo dostępny dla większości mieszkańców globu. Zdaniem Watsona powszechna dostępność mleka i jego przetworów napędza popyt. Uczony zgrabnie streszcza tę koncepcję, twierdząc, że „[wzrost spożycia mleka] świadczy nie o tym, że [Chińczycy] upodabniają się do mieszkańców świata zachodniego, tylko o tym, że lubią lody.” Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę wszystko, co dziś wiemy na temat mleka i laktazy, musimy dojść do wniosku, że w gruncie rzeczy Chińczycy nie powinni lubić lodów, podobnie zresztą, jak większość ludzi na świecie. Choć dla wielu z nas mleko jest doprawdy cudownym napojem, dwie trzecie ludności świata nie posiada genetycznych narzędzi do jego trawienia. Mówimy, że cierpią oni na „nietolerancję laktozy”, choć wziąwszy pod uwagę, że stanowią większość mieszkańców naszego globu, to raczej ich należałoby uważać za „normalnych”.
[i] Rohrer, F. 2007. China drinks its milk. BBC News news.bbc.co.uk/1/hi/6934709.stm.