WARHOLE BEZ WARHOLA
Amerykański artysta Andy Warhol zmarł 22 lutego 1987 roku. Ten nieistotny szczegół, jakim była jego śmierć, nie oznaczał jednak od razu, że nie będzie więcej nowych prac Warhola, które trafią na sprzedaż i do kolekcjonerów.
W 2010 roku artysta Paul Stephenson natknął się na 10 autentycznych acetatów Warhola z połowy XX wieku. (Acetaty to „negatywy” wykorzystywane w sitodruku). Stephenson kupił je, choć nie był wtedy jeszcze do końca pewien, do czego mogłyby mu się przydać. Wśród acetatów znajdowały się między innymi niektóre z kultowych motywów Warhola – Jackie Kennedy, Mao, a nawet autoportret artysty. Ich autentyczność została szybko potwierdzona przez Muzeum Warhola w Pittsburghu, Alexandra Heinriciego, głównego sitodrukarza Warhola, a także rzeczoznawcę Rainera Crone. Jak dowiedział się Stephenson, farbę widoczną wciąż na acetatach nakładał sam Warhol.
Po długich badaniach na temat sposobu pracy Warhola Stephenson postanowił wykorzystać acetaty i wraz z Heinricim stworzyli nowy zestaw sitodruków na podstawie starych negatywów. Wykorzystali te same metody, które stosował Warhol przy tworzeniu oryginałów. Według BBC Stephenson użył „tych samych tuszów do sitodruku, ram, płócien – wszystkiego, z czego skorzystałby sam autor”. Zdaniem niektórych Stephenson po prostu tworzył nowe Warhole – choć on sam zdecydowanie twierdzi, że nie uważa swoich prac za oryginały. Seria obrazów została zatytułowana After Warhol, a Stephenson opisał zbiór jako „wymuszoną współpracę”, bo pierwotny autor raczej nie zdawał sobie z niej sprawy.
Z historii wiadomo, że Warhol często korzystał z pomocy innych podczas pracy. Nie bez powodu studio Warhola nazywano The Factory – „Fabryką”, ponieważ to liczni asystenci i pracownicy wykonywali większość pracy fizycznej związanej z malowaniem i drukowaniem. Warhol jedynie dopieszczał prace. Czasami zdarzało się, że jego asystent czy nawet matka podpisywali prace w jego imieniu.
Rainer Crone (zmarł w 2016 roku) twierdził, że wykonane przez Stephensona druki Warhola można uznać za autentyczne, a kiedyś w przyszłości mogą nawet trafić do oficjalnego katalogu prac artysty. Według artykułu opublikowanego przez BBC w październiku 2017 roku, po zapoznaniu się z sitodrukami Stephensona Crone stwierdził: „obrazy wykonane po śmierci artysty, przy użyciu tych acetatów, w dokładnie opisanych warunkach, przez profesjonalistów (naukowców i drukarzy) to autentyczne obrazy Andy’ego Warhola”. Przedstawiciel Muzeum Warhola w Pittsburghu podkreślił w tym samym artykule, że owszem, sitodruki zostały wykonane przez Stephensona w duchu prac artysty, ale Warhol zawsze osobiście dodawał jeszcze coś do każdego dzieła, a to z oczywistych względów nie miało miejsca podczas tworzenia cyklu After Warhol; koncepcję wymuszonej współpracy muzeum określiło jako „problematyczną”.
Sitodruki After Warhol wywołały oczywiście lawinę pytań o realność, autorstwo i autentyczność, a same prace to doskonały przykład prawdziwie nieprawdziwego. „Jeżeli czołowy badacz Warhola mówi, że to Warhol, mechaniczny proces tworzenia dokładnie odpowiadał temu, co robił oryginalny twórca, on sam z kolei twierdził: «Chcę, żeby inni ludzie tworzyli moje prace», a tak przecież powiedział – to czym są te prace?” – stwierdził Stephenson w rozmowie z BBC. „Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie”.
Nawiasem mówiąc, w 2011 roku Fundacja Andy’ego Warhola zaskoczyła świat sztuki rozwiązaniem działającej przy niej komisji atrybucyjnej oraz oświadczeniem, że nie zamierza dłużej uczestniczyć w przyprawiającym o ból głowy prawnym zamieszaniu związanym z atrybucją jakichkolwiek prac, które nie figurowały wcześniej w ustalonym catalogue raisonné Warhola. (Komisje atrybucyjne działające przy spadkobiercach lub fundacji pełnią funkcję „oficjalnych” arbitrów orzekających, czy można zaświadczyć, że określone dzieło sztuki zostało wykonane przez danego artystę i wpisuje się w powszechnie uznawany katalog jego znanych prac, czy też nie). Od 1995 do 2011 roku komisja Fundacji Andy’ego Warhola zbadała około 6000 rzekomych prac Warhola – częściowo autentycznych, częściowo nie – i w końcu zwinęła interes z powodu ogromnych kosztów związanych z procesami wytaczanymi przez niezadowolonych kolekcjonerów. „Któregoś roku na obsługę prawną wydaliśmy siedem milionów dolarów” – stwierdził Joel Wach, dyrektor fundacji, w wywiadzie udzielonym w 2015 roku organizacji Authentication in Art. „Koszty obrony naszych decyzji stały się tak wielkie, że już nie chcieliśmy płacić prawnikom. Woleliśmy dać te pieniądze artystom”.
Wskutek rozwiązania komisji wszelkie prace Warhola trafiające w przyszłości na aukcję nie będą miały potwierdzenia ze strony fundacji. Dzieła, których autentyczność została potwierdzona – czyli uznano je za prawdziwe Warhole i zamieszczono w jego catalogue raisonné – okazują się wyjątkowo cenne w świecie kolekcjonerów. Na przykład praca Warhola Triple Elvis (1963) została sprzedana w domu aukcyjnym Christie’s w 2014 roku, trzy lata po rozwiązaniu komisji atrybucyjnej, za 82 miliony dolarów. Do wyniku aukcji mógł niebagatelnie przyczynić się fakt, że Triple Elvis to jedna z prac, których autentyczność została już wcześniej potwierdzona.
Dzieła sztuki niejako z definicji powszechnie uważane są za rzadkie okazy, natomiast ich liczba dodatkowo ulega ograniczeniu, jeżeli liczba autentycznych prac jest stała i catalogue raisonné artysty już się nie zmienia. Istnieją współcześni znawcy sztuki, tacy jak Richard Polsky, którzy podejmują się atrybucji prac Warhola, ale ich werdykt jest niezależny od komisji Fundacji Warhola. Polsky zapytany przez BBC o sitodruki After Warhol stwierdził: „Cenię szczerość Stephensona – nie twierdzi, że to Andy je stworzył, sam podaje się za ich autora”. Polsky docenił „umiarkowaną” cenę prac Stephensona, ale powtórzył też część zastrzeżeń wyrażonych wcześniej przez Muzeum Warhola: „Wygląda to tak, jakby próbował wydłużyć karierę Warhola – można tak powiedzieć – mimo że ten już nie żyje. Ma to pewien urok, ale wydaje się po prostu płytkie”.
Po tym jak Fundacja Warhola rozwiązała komisję atrybucyjną, również kilka innych fundacji oraz spadkobierców twórców – reprezentujących między innymi Jeana-Michela Basquiata, Roya Lichtensteina, Keitha Haringa i Jacksona Pollocka – podjęło decyzję, że wolą raczej pozbyć się komisji niż zmagać się z konsekwencjami prawnymi błędnej atrybucji dzieł sztuki, które później okazywały się fałszerstwami. W ostatnim dziesięcioleciu odwoływano konferencje naukowe na temat atrybucji dzieł danego artysty, ponieważ nawet cień podejrzenia dotyczący określonego obrazu mógł wpłynąć na jego wartość. „W świecie sztuki, gdzie w grę wchodzą bardzo wysokie stawki” – podsumowała dziennikarka Starcy Perman, opisując w 2015 roku rozwiązanie komisji atrybucyjnej Warhola – „obawa przed pozwem zamyka usta ekspertom badającym autentyczność prac”.
***
Historia o tym, czy „sitodruki Paula Stephensona mogą być nowymi Warholami” wyjątkowo mocno skłania do refleksji, ponieważ pobudza widzów do zastanowienia się nad tym, gdzie kończy się „prawdziwy” obiekt, a zaczyna się „fałszywy” (lub niezupełnie prawdziwy).
Z pozoru kwestia ta wydaje się śmiesznie prosta. Oczywiście, stwierdzi większość ludzi, przewracając oczami, że jeśli obraz ma się liczyć jako „Warhol”, to musiał go namalować sam Warhol, kiedy faktycznie jeszcze żył. (Nie chodzi tutaj o dzieła po prostu opublikowane pośmiertnie; na przykład Michael Crichton, autor Parku Jurajskiego, wydał zza grobu trzy powieści science fiction). Sztuka Stephensona stawia pytanie o to, co sprawia, że jeden obiekt jest Prawdziwy, a drugi – Nieprawdziwy.
Kwestia autentyczności – i zamieszanie dotyczące „prawdziwie nieprawdziwych” prac Stephensona – to nie tylko paradoks dotyczący wyłącznie komisji atrybucyjnych całego świata. Problemy, koszty i osobliwości związane z autentycznością rozlewają się także na inne rynki, takie jak antyki, rzadkie książki i rękopisy, aromaty spożywcze, a nawet skamieliny. Łatwo traktować „prawdziwość” i „fałszywość” jako wyraźne, odrębne kategorie, ale często wątpliwości co do prawdziwości danego obiektu dotyczą bardziej autentyczności, a dokładnie tego, jak opisać ją w kontekście wartości kulturowej i finansowej. Autentyczność wpływa na to, jak oceniamy świat materialny wokół nas, a także na nasze postrzeganie własności intelektualnej, reprezentacji, a nawet historii. Pytanie o autentyczność stało się szczególnie palące w XXI wieku, kiedy tak wiele obaw budzą „fake newsy” i „alternatywne fakty”.
Denis Dutton, amerykański filozof żyjący w drugiej połowie XX wieku, wprowadził rozróżnienie, które całkiem nieźle pasuje do jakże śliskiego spektrum Prawdy i Nieprawdy. Zaproponował on, by autentyczność określać jako „nominalną”, gdy obiekt jest prawidłowo przypisany swojemu twórcy (a nie fałszerzowi), natomiast „autentyczność ekspresyjną” dzieło przekazywałoby publiczności przez odwołanie do wartości, uczuć i przekonań – Dutton nazwał te punkty odniesienia „inherentnym autorytetem”. Inaczej mówiąc, istnieje wiele aspektów, które można i trzeba wziąć pod uwagę, aby orzec, czy dzieło sztuki – lub jakikolwiek obiekt – jest autentyczne, a jego autentyczność może się z czasem zmieniać, by dotrzymywać kroku procesom historycznym.
Gdyby Stephenson stworzył swoje Warhole, malując na winylu zamiast na płótnie, nie byłoby wątpliwości, że w kontekście wykorzystanych materiałów nie są to prace wykonane w duchu Warhola. Podobnie gdyby Stephenson próbował przedstawić swoje obrazy bez podania ich proweniencji, bez wyjaśnienia, jak i dlaczego je stworzył, nie byłyby już interesującymi oryginałami, ale stałyby się falsyfikatami. Jeżeli zatem mamy stwierdzić, jakie znaczenie mają imitacje i dlaczego, musimy uwzględnić zamiary, proweniencję, materiały i historię. Wydobywane na światło dzienne skomplikowane historie prawdziwie nieprawdziwych obiektów są gwarancją tego, że nie przestaną padać pytania o autentyczność i autorstwo, na które trzeba ciągle na nowo odpowiadać.