Duchy miłości, duchy nienawiści. Które z nich miały silniejsze pobudki: czy kobieta oszpecona i zamordowana z użyciem trucizny, przybita do drewnianych drzwi, a potem wrzucona do rwącego nurtu rzeki przez pozbawionego skrupułów męża, który pragnął zrobić miejsce dla bogatszej i młodszej oraz pławić się w swym szczęściu kosztem żony? A może samotna młoda dziewczyna, która nigdy nie miała szansy się zakochać?
Wśród wszystkich tych duchów miłości i nienawiści dwie kobiety odczuwały swoje emocje chyba głębiej niż którekolwiek inne yūrei w dziejach Japonii: Oiwa – straszne onryō, duch nienawiści, oraz Otsuyu – samotny duch miłości.
Te dwa razem z Okiku – bohaterką rozdziału – są znane w Japonii jako San O-Yūrei (三大幽霊), czyli Trzy Wielkie Yūrei. Ich historie opowiada się i powtarza od stuleci. Jest coś w Oiwie i Otsuyu, co rezonuje w japońskiej duszy mocniej niż jakikolwiek inny kaidan. Już od czasu swego pojawienia się – Otsuyu w 1666 roku, a Oiwa w 1825 roku – są one stałym elementem japońskiej sztuki snucia opowieści, nieprzemijającymi postaciami, które wymyślano na nowo i od nowa opowiadano o nich każdemu kolejnemu pokoleniu.
Czy na Zachodzie istnieje odpowiednik tych tak niezmiennie popularnych gawęd? Owszem. Co więcej, to również historia o duchach: Opowieść wigilijna Karola Dickensa, wydana po raz pierwszy w formie manuskryptu 19 grudnia 1843 roku. Jej pierwsza filmowa adaptacja pojawiła się nieco ponad pięćdziesiąt lat później – w 1901 roku – a nosiła tytuł Scrooge or Marley’s Ghost. Od tamtej pory Opowieść wigilijną ekranizowano średnio raz na dekadę. W sumie powstało przynajmniej dwadzieścia jej adaptacji filmowych, kilka telewizyjnych, a także odniesienia do tego utworu w innych rodzajach mediów. Każde pokolenie wymaga własnej wersji Opowieści wigilijnej, tak jak każde pokolenie Japończyków wymaga własnych wersji Oiwy i Otsuyu. Nie ulega wątpliwości, iż pewne duchy mają moc trwania.
Oiwa i Otsuyu. Duchy miłości i duchy nienawiści.
Zacznijmy od nienawiści.
Pasztuńskie plemię z Afganistanu ma porzekadło na temat odpowiedniego stosunku do odwetu: „Zemsta najlepiej smakuje na zimno”.
Na Zachodzie upiory na ogół przestrzegają tej antycznej zasady: straszą w chłodne, jesienne miesiące, szczególnie podczas październikowego święta Halloween. To istoty czasu żniw, ukazujące się, gdy nabrzmiały, grzybiasty księżyc wisi ciężko na niebie i niczym widmo majaczy lodowata śmierć nadciągającej zimy.
Japonia natomiast opowieści o zemście duchów serwuje na gorąco. Yūrei zjawiają się w uciążliwy i duszny skwar, w wilgoci towarzyszącej japońskiemu latu – w tradycyjnym sezonie zjawisk nadprzyrodzonych. Wyjść wtedy za próg własnego domu za dnia, to jak wejść w grubą ścianę ludzkiego potu. Wilgoć lepi się do ciała, nie sposób przed nią uciec. Cały kraj ogarnia wtedy stan ospałości i niepokoju. Ulgę niosą opowieści z dreszczykiem, historie o yūrei i inne kaidan, wywołując ciarki na plecach i dając kilka chwil rozkosznego wytchnienia.
Ponadto japońskie Święto Umarłych – O-bon – także przypada w sierpniu, gdy mur między anoyo i konoyo nie jest tak solidny. Letnie miesiące były i pozostaną tradycyjną porą na kaidan. Nawet we współczesnej Japonii, gdy wraz z każdym kolejnym dniem na dworze obi się coraz cieplej, kina oraz fale eteru zalewa fala programów o duchach.
W okresie Edo miesiące letnie także oznaczały wielki biznes. Publiczność, szukając wytchnienia od upału, tłoczyła się w mrocznych teatrach, spragniona dreszczu emocji, który mogłaby zagwarantować tylko naprawdę straszliwa opowieść o upiornej zemście. onkurujące z sobą teatry kabuki wystawiały premierowe spektakle w nadziei podbicia serc lwiej części publiczności.
Rywalizacja była zaciekła, niezawodnym sposobem podebrania komuś widzów była obietnica najokrutniejszych aktów zemsty, najbardziej makabrycznych i mrożących krew w żyłach opowieści. Im brutalniejsza i krwawsza historia, na tym większą sprzedaż biletów można było liczyć. Nikt nie rozumiał tego lepiej niż dramaturg Nanboku Tsuruya IV. Urodzony w Edo – dzisiejszym Tokio – Tsuruya IV był synem farbiarza i tylko tyle w zasadzie nam wiadomo o jego dzieciństwie. Po raz pierwszy pojawia się w książkach historycznych w 1776 roku – w tym samym roku co arcydzieło Akinariego Uedy Ugetsu-monogatari – gdzie wymienia się go jako ucznia Jisuke Sakurady I. Nie wiemy, jak doszło do tej współpracy, dość, że nauka nie poszła w las. Człowiek, który miał zyskać sławę jako Nanboku Tsuruya IV, studiował sztukę teatru kabuki u jednego z najbardziej znanych ówczesnych dramaturgów. Jisuke Sakurada I specjalizował się w dramatach opartych na życiu współczesnym, co wpłynęło na ekstrawagancki styl Nanboku Tsurui IV i ukształtowało go.
Przyjmując początkowo imię Heizō Sakurada po swoim mistrzu (powszechna praktyka w świecie kabuki i innych tradycyjnych sztukach japońskich), Nanboku Tsuruya IV rozpoczął karierę zawodową w teatrze Nakamura w Tokio. Jego wysiłki nie przykuły wówczas uwagi w większości przeszły bez echa. Potem, w 1780 roku, w wieku dwudziestu pięciu lat wspiął się na kolejny szczebel: cieszył się już wystarczająco dużym prestiżem i był jednocześnie dostatecznie przystojny, by poślubić Oyoshi – córkę Nanboku Tsurui III, po którym koniec końców odziedziczył tytuł. Choć Nanboku Tsuruya IV pracował wytrwale, musiało minąć prawie następne dwadzieścia pięć lat, by doczekał się swojego pierwszego prawdziwego przeboju – była to sztuka Tenjiku Tokubei Ikokubanashi (Tokubei z Indii: Opowieści z dziwnych krain) z roku 1804. Przedstawienie to wydźwignęło na nowy poziom zarówno jego karierę, jak i zapał twórczy. W 1811 roku ostatecznie odziedziczył miano Nanboku Tsuruya IV i kontynuował twórczość dramaturgiczną, by ostatecznie móc się poszczycić dorobkiem ponad 120 sztuk.
Nanboku Tsuruya IV to niedościgniony mistrz krwawej posoki. Łamie tabu, przesuwa granice. Gdyby przyrównać go do dzisiejszych twórców filmowych, z łatwością dotrzymałby kroku Takeshiemu Miike z jego arcybrutalnym Ichi Zabójcą (2001) i Grą wstępną (1999), ino Hideshiemu, twórcy osławionej serii Królik doświadczalny (1985–1988), czy też Eliemu Rothowi i jego „pornografii tortur” – serii Hostel (2005−2011). W jednej ze swoich popularnych sztuk Sakura hime azuma no bunshō (Niecne rozterki księżniczki Sakury, 1817) Nanboku Tsuruya IV otwarcie przedstawia takie tabu, jak związki homoseksualne pomiędzy mnichami, wykorzystywanie seksualne, zmuszanie do prostytucji; jest tu nawet matka, która dusi własne dziecko pochodzące z nieprawego łoża. Dzięki takim właśnie sztukom uważano, że Nanboku Tsuruya IV ma wrodzone wyczucie oraz głęboką wiedzę o ludzkiej duszy i najczarniejszych otchłaniach człowieczej natury. Wiedział, co przeraża ludzi i jak obnażyć zakazane pragnienia widzów, tak aby przestraszyli się samych siebie.